Zamknęłam oczy, miałam bardzo silne bóle głowy.
Poczułam, że ktos dotyka moją dłoń.
*Kentin*
Po tym co stało się u Natalii w domu, byłem w szoku, nie wiedziałem, że jej ojciec jest tak bardzo brutalny.
Najbardziej boję się o nią.
Trzeba zrobić cos z jej ojcem, bo inaczej będzie to trwało wiecznie.
Poczułem w kieszeni wibrujący telefon.
Pusciłem jej rękę i wyszłem z sali.
-Halo?-Odezwałem się.
-Hejka Kentinku, mam sprawę-Powiedział Armin..
-Słuchaj nie mam na Ciebie teraz czasu, Natalia jest w szpitalu-Odparłem.
-Boże Swięty co się stało?!-Krzyknął do słuchawki.
-Nie drzyj się, przyjedz do szpitala to Ci powiem.-Rozłączyłem się.
Wróciłem do sali.
Zobaczyłem jak przy Natalii siedzi jakis chłopak.
Podeszłem, oparłem się o barierkę.
Czekałem na reakcje tego faceta.
Ku mojemu zdziwieniu, był to ojciec Natalii
-Czego tu jeszcze chcesz?-Wstał patrząc na mnie.
-Martwię się o nią-Powiedziałem.
-T-tato w-wyjdz.-Odparła Natalia
Jej ojciec wyszedł.
Natalia usmiechnęła się do mnie.
Odwzajemniłem.
*Natalia*
Minęło pare tygodni.
Lekarz stwierdził, że mogę wrócić do domu.
Wróciłam, ale nie sama.
Z Kentinem.
Bylismy już przy moim domu.
Weszłam, nikogo nie było.
-Kentin?-Odwróciłam się.
Jego też już nie było.
Weszłam głębiej do domu.
Nikogo, ani żywej duszy.
Otworzyłam drzwi od łazienki. Pusto.
Kuchnia. Pusto.
Sypialnia rodziców. Pusto.
Mój pokój. Pusto.
Usiadłam w salonie.
Strach mnie przezwyciężył.
-Wiem!-Krzyknęłam sama do siebie.
Wybiegłam na taras.
Mój pies.
Leżał na samym srodku ogrodu.
-Nie!-Łzy zaczęły napływać mi do oczu.
Spływały po moich policzkach.
Podbiegłam do niego.
-Nie!-Krzyczałam sama do siebie puląc go oraz płacząc.
Poczułam jak macha ogonem.
-Piesku!-Był dosc lekki, więc go podniosłam.
Zaniosłam go do salonu.
Zadzwoniłam do weterynarza.
Mój pies piszczał.
-Halo?!-Odebrał.
-Tak, Natalio?-Odezwał się.
-Proszę przyjechać cos jest z Brunusiem!-Krzyczałam.
-Zaraz będę.-Powiedział, rozłączyłam się.
Weterynarz ma blisko, więc powinien być za 10 minut.
Bałam się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz