(Przepraszam że tak bardzo zmieniam "Scenerie")
Minęło parę dni..
-I co z nim?-Wszedł do mojego pokoju Kentin.
-Leży.-Łza spłynęła mi po policzku.
Pies pomachał tylko ogonem, nie pomachał, podniósł i opuscił.
-Boje się o niego, wspierał mnie od dzieciństwa, razem się wychowywalismy.. Kentin.-Spojrzałam na niego, także kucał przy psie.
-Tak?-Nie odrywając od niego wzroku mówił.
-On ma małe szanse na przeżycie. Tak cholernie się boje.-Powiedziałam.
-Nie martw się.
To wszystko? Jestem w takiej i owej sytuacji, a on do mnie że mam się nie martwić, jak mam się nie martwić?! Mój pies prawdopodobnie umrze, a on tak jakby miał mnie w dupie.
Chwyciłam psa za łapkę (Delikatnie), myslałam tylko o nim.
-nie chodzilam do szkoły.
-nie jadłam.
-nie piłam.
Bałam się. (Wiem powtarzam się, ale wczujcie się w to co ona czuła).
-Nata, wszystko ok?-Spytał chłopak.
-Jak ma być ok?!-Wstałam.
-No jak! Kurwa pies mi umiera, a ty do mnie czy wszystko ok?! Zawiodłam się na tobie i to bardzo, a teraz wyjdz!-Dodałam pokazując na drzwi.
Chłopak bez wahania wyszedł.
Posiedziałam chwile z psem i zasnęłam.
Głupio było mi po tym jak wywaliłam Kentina.
(LINK)Gdy obudziłam się zobaczyłam Bruna skaczącego, szczęsliwego patrzącego na mnie z merdającą kitą (Ogonem xd)
Biegał, skakał, chodził normalnie.
Obudziłam się.
-Piękny sen.-Popatrzałam na spiącego obok psa.
Przytuliłam go, popłakałam się.
-Naprawdę nie chcę Cię stracić.-Popatrzałam mu w oczy.
-Kocham Cię.-Pocałowałam psa w nos, po czym poszłam po leki.
Wzięłam także wode i jedzenie dla niego.
Gdy weszłam zobaczyłam że psa nie ma na łóżku, bandaże leżały obok.
-Bruno!?-Upusciłam wszystko co miałam w rękach.
-Gdzie Ty?!-Zaczęłam chodzic jak głupia po pokoju.
Upadłam.
Wszystko słyszałam, czułam, nic nie mogłam powiedzieć.
Czułam lekki wiatr na stopach.
Otworzyłam bardziej oczy, mój pies leżał na mnie, machał tylko ogonem.
Chciałam się ruszyć podniesc rękę, czułam jak odchodzi, byłam jak wmurowana, atak spiaczki? nie cos takiego chyba nie istnieje.
Myslałam i myslałam.
Widziałam że pies krwawi.
Wielki ból.
Nie mogę nic zrobić.
Łzy tylko one ruszały się jak głupie, krzyczałam w sobie.
-Bruno!-Krzyknęłam.
Udało się.-Pomyslałam.
Pies otworzył oczy.
Spał..
Ulga.
Ale czułam to.
Zaraz odejdzie.
-Bruno, podaj mi telefon. (Pies był szkolony)
Udało mi się podniesc rękę.
Pies odziwo przyniósł mi telefon,
Wybrałam numer do Kentina
-Halo.-Usłyszałam po drugiej stronie.
-KENTIN SZYBKO MAM COŚ DZIWNEGO NIE MOGĘ SIĘ RUSZAĆ PROSZĘ POMÓŻ SZYBKO KENITN PIES CZUJE TO PROSZE KENTIN!-Darłam się.
Usłyszałam tylko dźwięk rozłączenia.
Minęło pare minut.
Ciągle do niego mówiłam aby nie zamykał oczu.
-Jestem!-Wbiegł Kentin.
Wziął psa na ręce i wybiegł.
Wiedziałam, że tak zrobi.
Liczył się pies, on też go lubił.
Gdy już nie miałam obciążenia na sobie próbowałam wstać.
Pewnie poszedł do weterynarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz